Z krzaków zaczęło się coś wyłaniać i po chwili oczom Lily
ukazała się czarnowłosa kobieta z szyderczym uśmiech na twarzy. Na oko patrząc
miała około trzydziestu lat. Miała na sobie szkarłatną szatę czarodzieja a w
ręku trzymała różdżkę. Lilkę przeszły dreszcze, a las spowiła gęsta mgła.
Kobieta pewnym krokiem ruszyła w ich stronę mrucząc coś pod nosem. Uwagę rudej
przykuła lewa ręka czarownicy. Na dłoni
miała dokładnie taki sam symbol, co Ann. Zaniepokojona całą sytuację odwróciła
głowę i spojrzała na Caren. Przyjaciółka była jednak tak samo zdezorientowana
jak ona sama. Lily ponownie spojrzała w stronę tajemniczej kobiety, chciała się
odezwać. Zapytać, kim jest i co oznacza ten symbol, który jedna z jej najlepszych
przyjaciółek ma na dłoni, ale nie była w stanie. Ze strachu, który ją ogarnął
nie mogła wydobyć z siebie nawet słowa. Kilku minutową ciszę przerwał głos
Caren.
-Kim pani jest?
Jednak, żadna z nich nie usłyszała odpowiedzi. Po chwili czarownica minęła Lily kierując się w stronę nie przytomniej Ann, która wisiała bezwładnie w powietrzu. Kiedy zbliżyła się do niej na wyciągnięcie ręki machnęła różdżką i powoli opuściła pannę Tuner na ziemię.
-Kim pani jest?- Ponowiła pytanie Caren stając pomiędzy tajemniczą przybyszką i Ann.
-Głupia.-Mruknęła kobieta swoim melodyjnym głosem i odepchnęła Caren na po bliższe drzewo.
Czarownica wyjęła z szaty sztylet i ukucnęła przy nie przytomniej blondynki.
Co ta kobieta chciała zrobić Ann? Planowała ją zabić, porwać a może okaleczyć? Czarownica uniosła sztylet i zdecydowanym ruchem rozcięła sobie dłoń. Jej rubinowa krew zalśniła w blasku księżyca. Kobieta zranioną dłonią przejechała po dłoni Ann pozostawiając na niej tym samym krew, która momentalnie wchłonęła w symbol na lewym ręku Ann. Lily ponownie spojrzała wymownie na Caren, która zdążyła się już podnieść z ziemi. W oczach przyjaciółki Lilka widziała wściekłość. Lily przeszedł zimny dreszcz, kiedy usłyszała donośne wycie.
-Jeszcze tego nam tu brakowało.- Skomentowała rozjuszona Danwork, robiąc krok w stronę rudowłosej przyjaciółki.
W tym samym momencie, kiedy Remus zawył ponownie Ann o tworzyła oczy i rozglądając się dookoła usiadła. Lily gwałtownie ruszyła w stronę Ann, lecz drogę zagrodziła jej tajemnicza kobieta.
-O co pani chodzi? –Syknęła Ruda, próbując wyminąć czarownice.- To moja przyjaciółka i mam prawo…
-Masz prawo się zamknąć i siedzieć cicho, jeśli już musisz tu przebywać.- Wtrąciła kobieta i ukucnęła przy zdezorientowanej Ann. Dotknęła jej czoła mrucząc przy tym jakieś zaklęcia.
-Co pani robi?- Spytała ponownie Lilka.
Była zupełnie zagubiona, nie miała przy sobie różdżki, gdyby pomyślała i wzięła ją ze sobą? Może by jakoś pomogła przyjaciółce. Spojrzała na niebo, księżyc był coraz wyżej a niebo było ciemno granatowe. Wszystkie trzy powinny teraz siedzieć w salonie wspólnym a tym czasem, siedzą w zakazanym lesie z jakąś zdziwaczałą kobietą. Rozmyślenia Lily przerwała Ann, która wstała, podniosła z ziemi zakrwawiony sztylet później podeszła parę kroków w kierunku lasu, po czym zatrzymała się i zaczęła wpatrywać się w żółty wielki okrąg na niebie.
-Co ona robi? –Spytała Caren.
-Czeka, aby móc dopełnić swoje przeznaczenie.- Odparła przybyszka.
-Przeznaczenie?-Spytała Lily, chciała zapytać o coś jeszcze, ale w tym samym momencie za krzaków wyskoczył nie, kto inny jak Remus Lupin w swojej wilczej formie. Tuż za nim z krzaków wyłonił się zdyszany pies i majestatyczny jeleń z małym szczurem na plecach. Caren przeklęła pod nosem i uniosła różdżkę, aby ogłuszyć Lupina. Już chciała rzucić zaklęcie, kiedy ktoś ją wyminął i rzucił się wprost na wilkołaka. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do Lily, że to Ann. Jej przyjaciółka zgłupiała pomyślała rudowłosa. Spojrzała na Caren i Huncwotów wszyscy byli tak samo skołowani jak ona sama. Jedynie czarnowłosa kobieta stała uśmiechając się ironicznie. Musimy coś z tym zrobić pomyślała ruda, odwracając wzrok od widoku oszalałej Ann wbijającej sztylet w ramię Lupina. Lunatyk zawył głośno z bólu, z całą pewnością nie miał pojęcia, co się dzieje. Kiedy się z powrotem zmieni w człowieka będzie oczekiwał wyjaśnień. Co ona mu wtedy powie? „Twoja dziewczyna ze świrowała i kilkukrotnie dźgnęła cię sztyletem, którym dostała od zdziwaczałej wiedzmy?” Z całą pewnością ta odpowiedź go nie usatysfakcjonuje.
To się musi skończyć powtarzała sobie w głowie. Musi! Muszą pomóc Ann, coś ją opętało jej przyjaciółka nigdy by się tak nie zachowała. Nagle usłyszała huk, to Caren zaatakowała podejrzaną kobietę.
-Ty suko! Co jej zrobiłaś?-Ryknęła Caren rzucając kolejne zaklęcie obezwładniające.
-Hahaha… Jedyne, co zrobiłam to pomogłam jej się oswoić ze swoją prawdziwą naturą i przeznaczeniem.- Prychnęła kobieta podnosząc się z ziemi.
-Jakie przeznaczenie? O czym ty do cholery gadasz?- Syknęła Danwork cały czas kierując różdżkę w stronę kobiety.
-Jej własnego przeznaczenia. Już czas, zaczęło się.- Odparła spokojnie czarownica, po czym jak by nigdy nic rozpłynęła się w powietrzu. Wraz z nią zniknęła również cała mgła. Teraz można było doskonale obserwować walkę Ann i Remusa. Żadne z nich nie było świadome tego, co robi. Ironia losu, pomyślała Lily, po czym uważnie przyjrzała się oczom przyjaciółki. Były puste pozbawione, jakiego kolwiek wyrazu z całą pewnością nie była świadoma swoich czynów.
-Musimy coś z tym zrobić!-Wrzasnęła w stronę przyjaciół.- Jeszcze zrobią sobie krzywdę!
Jak na komendę, kiedy Lilka tylko skończyła mówić James i Syriusz rzucili się w stronę Lunatyka. Nie trzeba było również długo czekać na reakcję Caren. Może kilka sekund później rzuciła zaklęcie obezwładniające w stronę panny Tuner. Lily odruchowo pobiegła w stronę rannej przyjaciółki. Ukucnęła tuż obok rozjuszonej Ann i spojrzała jej w oczy. Nie widziała w nich nic ze starej Ann, dobrej, przyjacielskiej, spokojnej. Było widać w nich jedynie, żądzę mordu i wściekłość z niedokonania go na Lupinie. W lewej ręce Ann trzymała sztylet, zaciskając pięść tak mocno aż krew powoli zaczęła wypływać z jej dłoni. Lily wyrwała przyjaciółce sztylet, po czym złapała ją za krwawiącą rękę.
-Już dobrze Ann, pomożemy Ci. Wszystko będzie dobrze, znowu będziesz sobą.- Szepnęła ściskając dłoń przyjaciółki.
-Lily Uważaj!- Ryknęła Caren.
Rudowłosa odwróciła głowę jedyne, co zobaczyła przed utratą przytomności były wielkie żółte oczy pędzące ku niej.
***
-Kim pani jest?
Jednak, żadna z nich nie usłyszała odpowiedzi. Po chwili czarownica minęła Lily kierując się w stronę nie przytomniej Ann, która wisiała bezwładnie w powietrzu. Kiedy zbliżyła się do niej na wyciągnięcie ręki machnęła różdżką i powoli opuściła pannę Tuner na ziemię.
-Kim pani jest?- Ponowiła pytanie Caren stając pomiędzy tajemniczą przybyszką i Ann.
-Głupia.-Mruknęła kobieta swoim melodyjnym głosem i odepchnęła Caren na po bliższe drzewo.
Czarownica wyjęła z szaty sztylet i ukucnęła przy nie przytomniej blondynki.
Co ta kobieta chciała zrobić Ann? Planowała ją zabić, porwać a może okaleczyć? Czarownica uniosła sztylet i zdecydowanym ruchem rozcięła sobie dłoń. Jej rubinowa krew zalśniła w blasku księżyca. Kobieta zranioną dłonią przejechała po dłoni Ann pozostawiając na niej tym samym krew, która momentalnie wchłonęła w symbol na lewym ręku Ann. Lily ponownie spojrzała wymownie na Caren, która zdążyła się już podnieść z ziemi. W oczach przyjaciółki Lilka widziała wściekłość. Lily przeszedł zimny dreszcz, kiedy usłyszała donośne wycie.
-Jeszcze tego nam tu brakowało.- Skomentowała rozjuszona Danwork, robiąc krok w stronę rudowłosej przyjaciółki.
W tym samym momencie, kiedy Remus zawył ponownie Ann o tworzyła oczy i rozglądając się dookoła usiadła. Lily gwałtownie ruszyła w stronę Ann, lecz drogę zagrodziła jej tajemnicza kobieta.
-O co pani chodzi? –Syknęła Ruda, próbując wyminąć czarownice.- To moja przyjaciółka i mam prawo…
-Masz prawo się zamknąć i siedzieć cicho, jeśli już musisz tu przebywać.- Wtrąciła kobieta i ukucnęła przy zdezorientowanej Ann. Dotknęła jej czoła mrucząc przy tym jakieś zaklęcia.
-Co pani robi?- Spytała ponownie Lilka.
Była zupełnie zagubiona, nie miała przy sobie różdżki, gdyby pomyślała i wzięła ją ze sobą? Może by jakoś pomogła przyjaciółce. Spojrzała na niebo, księżyc był coraz wyżej a niebo było ciemno granatowe. Wszystkie trzy powinny teraz siedzieć w salonie wspólnym a tym czasem, siedzą w zakazanym lesie z jakąś zdziwaczałą kobietą. Rozmyślenia Lily przerwała Ann, która wstała, podniosła z ziemi zakrwawiony sztylet później podeszła parę kroków w kierunku lasu, po czym zatrzymała się i zaczęła wpatrywać się w żółty wielki okrąg na niebie.
-Co ona robi? –Spytała Caren.
-Czeka, aby móc dopełnić swoje przeznaczenie.- Odparła przybyszka.
-Przeznaczenie?-Spytała Lily, chciała zapytać o coś jeszcze, ale w tym samym momencie za krzaków wyskoczył nie, kto inny jak Remus Lupin w swojej wilczej formie. Tuż za nim z krzaków wyłonił się zdyszany pies i majestatyczny jeleń z małym szczurem na plecach. Caren przeklęła pod nosem i uniosła różdżkę, aby ogłuszyć Lupina. Już chciała rzucić zaklęcie, kiedy ktoś ją wyminął i rzucił się wprost na wilkołaka. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do Lily, że to Ann. Jej przyjaciółka zgłupiała pomyślała rudowłosa. Spojrzała na Caren i Huncwotów wszyscy byli tak samo skołowani jak ona sama. Jedynie czarnowłosa kobieta stała uśmiechając się ironicznie. Musimy coś z tym zrobić pomyślała ruda, odwracając wzrok od widoku oszalałej Ann wbijającej sztylet w ramię Lupina. Lunatyk zawył głośno z bólu, z całą pewnością nie miał pojęcia, co się dzieje. Kiedy się z powrotem zmieni w człowieka będzie oczekiwał wyjaśnień. Co ona mu wtedy powie? „Twoja dziewczyna ze świrowała i kilkukrotnie dźgnęła cię sztyletem, którym dostała od zdziwaczałej wiedzmy?” Z całą pewnością ta odpowiedź go nie usatysfakcjonuje.
To się musi skończyć powtarzała sobie w głowie. Musi! Muszą pomóc Ann, coś ją opętało jej przyjaciółka nigdy by się tak nie zachowała. Nagle usłyszała huk, to Caren zaatakowała podejrzaną kobietę.
-Ty suko! Co jej zrobiłaś?-Ryknęła Caren rzucając kolejne zaklęcie obezwładniające.
-Hahaha… Jedyne, co zrobiłam to pomogłam jej się oswoić ze swoją prawdziwą naturą i przeznaczeniem.- Prychnęła kobieta podnosząc się z ziemi.
-Jakie przeznaczenie? O czym ty do cholery gadasz?- Syknęła Danwork cały czas kierując różdżkę w stronę kobiety.
-Jej własnego przeznaczenia. Już czas, zaczęło się.- Odparła spokojnie czarownica, po czym jak by nigdy nic rozpłynęła się w powietrzu. Wraz z nią zniknęła również cała mgła. Teraz można było doskonale obserwować walkę Ann i Remusa. Żadne z nich nie było świadome tego, co robi. Ironia losu, pomyślała Lily, po czym uważnie przyjrzała się oczom przyjaciółki. Były puste pozbawione, jakiego kolwiek wyrazu z całą pewnością nie była świadoma swoich czynów.
-Musimy coś z tym zrobić!-Wrzasnęła w stronę przyjaciół.- Jeszcze zrobią sobie krzywdę!
Jak na komendę, kiedy Lilka tylko skończyła mówić James i Syriusz rzucili się w stronę Lunatyka. Nie trzeba było również długo czekać na reakcję Caren. Może kilka sekund później rzuciła zaklęcie obezwładniające w stronę panny Tuner. Lily odruchowo pobiegła w stronę rannej przyjaciółki. Ukucnęła tuż obok rozjuszonej Ann i spojrzała jej w oczy. Nie widziała w nich nic ze starej Ann, dobrej, przyjacielskiej, spokojnej. Było widać w nich jedynie, żądzę mordu i wściekłość z niedokonania go na Lupinie. W lewej ręce Ann trzymała sztylet, zaciskając pięść tak mocno aż krew powoli zaczęła wypływać z jej dłoni. Lily wyrwała przyjaciółce sztylet, po czym złapała ją za krwawiącą rękę.
-Już dobrze Ann, pomożemy Ci. Wszystko będzie dobrze, znowu będziesz sobą.- Szepnęła ściskając dłoń przyjaciółki.
-Lily Uważaj!- Ryknęła Caren.
Rudowłosa odwróciła głowę jedyne, co zobaczyła przed utratą przytomności były wielkie żółte oczy pędzące ku niej.
***
Po pierwsze witam! :) Przepraszam, że tak długo nie dodawałam
nowego rozdziału, ale to z powodu szkoły. Następny rozdział dodam w
nadchodzącym tygodniu. Od 26 mam ferie więc wszystko nadrobię!Hmm, co mogę powiedzieć o tym, co znajduje się powyżej?
Nie jest tak źle! Wydaje mi się, że pomysł sam w sobie jest oryginalny. Nawet,
jeśli ktoś domyślił się, o co w tym wszystkich chodzi nie wie wszystkiego! I o
to chodziło. Od samego początku chciałam wprowadzić do opowiadanie swoje własne
pomysły, ale wiadomo nie mogłam tego zrobić bez wprowadzenia. Pod poprzednimi
rozdziałami ukazały się dość nieprzyjemne komentarze. Mówi się trudno nie
każdemu musi się podobać moja wersja tej historii, ale prosiłabym o jakieś
argumenty. Wracając do tego, co napisałam trochę wcześniej. Postaram się, aby w
przyszłych rozdziałach pojawiało się jak najwięcej nowych wątków. Piszcie, co my myślicie! Zależy mi na waszej opinii,
ale uprzedzam, że jeśli zaczniecie mnie krytykować bez, żadnych argumentów komentarze
zostaną po prostu usunięte. Pozdrawiam! ;3